środa, 25 maja 2016

Piękno i brzydota



Ktoś kiedyś napisał, że jak jest dobrze to właściwie wszyscy mówią to samo i to samo rozumieją. Powiesz „jest świetnie” i wszyscy wiedzą co masz na myśli, w pracy/na uczelni/w szkole jakoś idzie, w domu w porządku, wszyscy zdrowi, życie małżeńskie/związek kwitnie. Ale jak się psuje to właściwie nie wiadomo co, bo jest milion rzeczy, które mogą się zepsuć i na milion sposobów można sobie zepsuć życie. Nie, nie będę teraz opisywała tych sposobów, z resztą każdy na pewno coś o tym wie. Jeśli nie to tym lepiej dla niego. Przypomina mi to jednak jak kiedyś na historii sztuki była mowa o pięknie, kanonie piękna właściwie i brzydocie. Piękno to symetria, generalnie kiedy mamy na myśli klasyczne piękno to opiera się ono głównie na symetrii, brzydota to wynaturzenia, zniekształcenia, w taki czy inny sposób odstające od tej symetrii. I w sztuce i w życiu jest więc podobnie. Odkrycia roku zapewne nie zrobiłam, ale nawet pisząc ten post udowadniam w pewien sposób to samo. Kiedy jesteśmy szczęśliwi nie siedzimy i nie piszemy o tym, nie powstają o tym piosenki. Tak, najwięcej piosenek jest o miłości, ale o tej nieszczęśliwej, niespełnionej. Czy dlatego, że takich miłości jest więcej? Nie, to znaczy jest taka możliwość, ale chodzi o to, że to wtedy jest najbardziej twórczy okres dla każdego, to wtedy powstają największe dzieła! Więc co, może to i lepiej, że wszyscy nasi artyści jednak cierpieli w taki czy inny sposób (abstrahując już tylko od zawodów miłosnych), bo powstały ich najlepsze utwory, książki, wiersze itp. Być może pod pewnymi względami tak (pożytek dla przyszłych pokoleń, hehe), być może cierpienie uszlachetnia, ale powiem Wam w sekrecie, że to wcale nie jest tego wszystkiego warte. Ja… nie wierzyłam w to. Całe życie byłam racjonalna, fanaberie typu zakochanie i to co ludzie są w stanie w tym stanie zrobić uważałam za trochę wydumane, nieprawdziwe i bezsensowne. No i stało się. Jak to mówią przyszła kryska na matyska. Nie mogę się skupić, nie mogę spać, nic nie mogę poza myśleniem o nim. Wszystko super, jest tylko mały problem. On wcale nie tego nie chce. On jest kolegą. A ja koleżanką. I tak pozostanie, bo nie jest zainteresowany. Nie wiem czy powinnam to nazywać zakochaniem, ale jakby tego nie nazwać przyjemne nie jest. I troszkę kłuje. I uwiera. Ale żyje sie jakoś dalej. Śmieję się dalej. Wśród znajomych żartuję, w domu mam ochotę rzucać talerzami czasem w ścianę, czasem w siebie, za swoją głupotę. I wiem, że pełno ludzi czuje to samo, może nawet w tym momencie, ale.. No właśnie, ale…
Być może ktoś z Was ma podobnie? Albo ma coś innego, czym chciałby się podzielić to bardzo, bardzo, bardzo zachęcam do komentowania. Taa, w Internecie nie można być anonimowym, ale spokojnie ja też to wszystko piszę, bo umówmy się, nie trzeba imion, nazwisk i adresów. Trzeba paru słów :)
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali dotąd i jeszcze raz zachęcam do komentowania!

poniedziałek, 16 maja 2016

Pierwszy post i zerwany łańcuszek

Pierwszy post, więc wypadałoby napisać o czym będzie blog i inne tego typu rzeczy. To nie jest mój pierwszy blog, więc teoretycznie to wiem, ale praktycznie to sama nie wiem jeszcze dokładnie czego będzie można się tutaj spodziewać. Na pewno będzie sporo moich przemyśleń, w sposób trochę żartobliwy, trochę ironiczny, trochę poważny. Od dawna zabierałam się za taki projekt czyli pisania bloga takiego na serio, w którym pisałabym o sobie trochę jak w pamiętniku. Znajomi namawiali mnie co prawda na otwarcie kanału na YT, bo często kręcę śmieszne filmiki albo przerabiam zdjęcia na memy, nie wykluczam i takiej opcji, ale na razie postanowiłam spróbować tutaj. Z informacji ogólnych, które mogą okazać się w jakiś sposób istotne dla zrozumienia treści (inne są Wam raczej niepotrzebne na tę chwilę) jestem studentką, która mieszka w jednym z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszym polskim mieście.To nie tylko moja opinia! Dużo ludzi tak twierdzi, uwierzcie mi, serio. Ok, żeby się nie rozwlekać zbytnio z tymi wstępami, chciałam już w pierwszym poście zawrzeć coś takiego ode mnie, bo wbrew pozorom nie lubię opowiadać o sobie (laska (słowem laska określam każdą dziewczynę, niezależnie od jej wyglądu - przypis autorki czyli mój, żebyście wiedzieli na przyszłość) zakłada bloga i w pierwszym wpisie oznajmia, że nie lubi opowiadać o sobie - fuck logic, nie?), to znaczy tak, żeby wymieniać czym się interesuję, co mnie zajmuje na co dzień, jaki jest mój status związku, sytuacja rodzinna, materialna etc. Pewnie przekonacie się o tym i tak czytając kolejne wpisy, więc po co robić jakieś bezsensowne autoprezentacje. Przejdę do meritum, mam nadzieję, że jest ktoś kogo nie zniechęciłam do tej pory i nadal jest ciekawy dalszej części.
Juwenalia się skończyły i beztroski ich czas też, pora się ogarnąć. Pierwszy krok w tym kierunku - naprawiłam dziś zerwany na ostatniej imprezie łańcuszek. Technicznie rzecz biorąc imprezę i przygody po niej łańcuszek przetrwał, a zerwał się dopiero w domu jak próbowałam go ściągnąć, więc można powiedzieć szczęście w nieszczęściu. Nie, żeby był jakiś cenny albo miał wartość sentymentalną, zwykłe pseudozłoto jakich pełno w sieciówkach. I nie do końca się zerwał, tylko wiecie, wypadło jedno kółeczko przy zapięciu, trzeba było więc włożyć je z powrotem na miejsce i mocniej zacisnąć, spróbowałam kombinerkami, ale nie wiem czy coś dało, na razie się trzyma w każdym razie. Dlaczego w ogóle piszę o takiej głupocie możecie pomyśleć, wydarzenie jak każde inne. Otóż piszę o tym, bo pomyślałam, że szkoda, że nasze relacje nie są takie jak ten łańcuszek, wystarczy nawlec na odpowiednie kółeczko i już wszystko działa znów, jakby się nigdy nie zepsuło, a jak się nie trzyma to docisnąć, tak, żeby kółeczka się nie rozeszły ponownie. I nieważne wtedy się staje które kółko pierwsze nadziejemy na które, ważne, że efekt jest super. No chyba, że jedna z części nie pasuje i wcale nie chce tworzyć całości z tą drugą. Wtedy całe przedsięwzięcie w ogóle nie ma sensu, bo jak złączyć coś co nie pasuje. I wiecie tak właśnie się zastanawiam, skąd wiedzieć czy te części są z jednego łańcuszka? W innych sytuacjach to było jasne, ale tutaj, chyba nigdy nie byłam tak zdezorientowana. Tak jakby w jednym momencie pasują idealnie, a za chwilę widać, że to zupełnie inny metal i nie ma prawa pasować.
Wyszło trochę smętnie, ale taki mam nastrój dziś, co zrobić.
Aha, aha no i zapomniałabym o adresie bloga, wytłumaczenie jest raczej oczywiste, ale co szkodzi popisać trochę oczywistości, niejedno drzewo na to zmarnowano, a na studiach i tak nas świetnie do tego szkolą. Wszyscy nazywają mnie Kate, a dodatkowo spóźniam się notorycznie, dlatego to jedna z pierwszych rzeczy, jaka przyszła mi do głowy wymyślając adekwatny adres.
Pozdrawiam wszystkich, którzy też mają problemy z łańcuszkami i tych, co nie mają, bo ich łańcuszki idealnie leżą, do następnego! :)